sobota, 7 września 2019

2. Postać wiary w Kościele


II. Postać wiary w Kościele
1. Uwaga wstępna do historii i struktury apostolskiego wyznania wiary
Zasadnicza forma naszego wyznania wiary ukształtowała się w ciągu II i III stulecia w związku z udzielaniem chrztu. Jeśli chodzi o miejsce jego pochodzenia, to mamy tu do czynienia z tekstem z Rzymu — miasta, ale wewnętrzne jego pochodzenie to służba Boża, dokładniej mówiąc udzielanie chrztu. To znowu opiera się w swej zasadniczej postaci na słowach Chrystusa Zmartwychwstałego, przekazanych u Mt 28, 19: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. W związku z tym przy udzielaniu chrztu stawia się trzy pytania: „czy wierzysz w Boga Ojca Wszechmogącego? Czy wierzysz w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego? Czy wierzysz w Ducha Świętego?” Neofita odpowiada na każde z tych pytań: credo — wierzę, po czym zanurza się go za każdym razem w wodę. Najstarsza formuła wyznania polega więc na trzyczęściowym dialogu, na pytaniu i odpowiedzi, i jest ponadto włączona do obrzędu chrztu”1.
Prawdopodobnie już w ciągu drugiego, a jeszcze bardziej w ciągu trzeciego stulecia ta zupełnie prosta, trójdzielna formuła, która przyjmuje tylko tekst św. Mateusza 28, została uzupełniona w części środkowej, to jest w pytaniu odnoszącym się do Chrystusa. Chodziło tu o coś specyficznie chrześcijańskiego, tak że w ramach tego pytania chciano podać krótko całość tego, czym Chrystus jest dla chrześcijanina; tak samo trzecie pytanie, wyznanie wiary w Ducha Świętego, zostało szerzej wyjaśnione i rozwinięte jako wyznanie wiary w teraźniejszość i przyszłość chrześcijaństwa. W czwartym stuleciu spotykamy schemat: pytanie — odpowiedź; jest on zredagowany jeszcze po grecku, co pozwala przypuszczać, że prawdopodobnie pochodzi z III wieku, bo w IV wieku w Rzymie przeszło się ostatecznie także w liturgii na łacinę. Wkrótce, w IV wieku pojawia się też w tłumaczeniu łacińskim. Z powodu szczególnego stanowiska, jakie Rzym zajmował na całym Zachodzie, mogło się rzymskie chrzcielne wyznanie wiary (zwane Symbolum, Symbolem) rozpowszechnić szybko po całym obszarze objętym mową łacińską. Naturalnie nie obyło się bez drobnych zmian tekstu, póki Karol Wielki nie wydał tekstu obowiązującego w całym jego państwie. Oparty na tekście starorzymskim, otrzymał on ostateczną postać w Galii; w Rzymie ten jednolity tekst został przejęty w IX wieku. Około V, a może już w IV wieku pojawia się legenda o apostolskim pochodzeniu tego tekstu, która bardzo wcześnie (jeszcze w V wieku) konkretyzuje się w przyjmowaniu, iż każdy z dwunastu artykułów, na które teraz podzielono całość, został ułożony przez jednego z dwunastu Apostołów”2.
Na Wschodzie ten Symbol rzymski był nieznany. Dla przedstawicieli Rzymu było niemałą niespodzianką, gdy na unijnym soborze florenckim w XV w. dowiedzieli się od Greków, że u nich nie odmawiano tego Symbolu, uważanego za apostolski. Wschód nigdy takiego jednolitego symbolu nie stworzył, ponieważ żaden poszczególny Kościół nie zajmował takiego stanowiska, jak to, które Rzymowi przypadło na Zachodzie, jako jedynej „siedzibie apostolskiej”. Dla Wschodu charakterystyczna była zawsze wielopostaciowość symboli, które także w typie teologicznym różnią się nieco od Symbolu rzymskiego. Rzymskie, a przeto w ogóle zachodnie Credo ma zabarwienie bardziej soteriologiczne i chrystologiczne. Tkwi, że tak powiem, we wnętrzu pozytywnej historii chrześcijaństwa, przyjmuje po prostu fakt, że Bóg dla naszego zbawienia stał się człowiekiem i nie usiłuje poza tą historią szukać jej przyczyn i jej związku z całością bytu. Wschód natomiast usiłował zawsze rozumieć wiarę chrześcijańską w perspektywie kosmicznometafizycznej, która zanikła w wyznaniach wiary dlatego głównie, że chrystologia i wiara w dzieło stworzenia zostały wzajemnie powiązane, a przez to jednorazowość historii Chrystusa i nieustanne trwanie tego co stworzone wchodzi w ścisły z sobą związek. Wrócimy później do tego, jak to poszerzone spojrzenie dzisiaj, przede wszystkim pod wpływem dzieła Teilharda de Chardin zaczyna w końcu nabierać znaczenia także w świadomości Zachodu”3.

2. Granice i znaczenie tekstu
Najogólniej zarysowany powyżej szkic historii Symbolu wymaga jeszcze uwag uzupełniających. Już dokonany przez nas szybki rzut oka na powstanie tekstu odzwierciedla całe napięcie w historii Kościoła pierwszego tysiąclecia, blaski i nędze tej historii. Wydaje mi się, że jest to ściśle powiązane ze sprawą wiary chrześcijańskiej i pozwala poznać jej duchową fizjonomię. Symbol wyraża najpierw, ponad wszystkimi rozłamami i napięciami, wspólną postawę wiary w trójjedynego Boga. Jest odpowiedzią na wezwanie pochodzące od Jezusa z Nazaretu: „Nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je”. Jest wyznaniem Jego jako bliskości Boga, jako prawdziwej przyszłości człowieka. Ale Symbol wyraża już także rozpoczynający się rozłam między Wschodem a Zachodem. W jego historii uwidoczniło się szczególne stanowisko, które przypadło Rzymowi na Zachodzie, jako głównej siedzibie tradycji apostolskiej oraz napięcie, jakie przez to powstało w całym Kościele. I wreszcie wyraża ten tekst w swej dzisiejszej postaci także ujednolicenie ze względów politycznych Kościoła na Zachodzie a przez to przypadek politycznej alienacji wiary, posługiwanie się nią jako środkiem zjednoczenia państwa. Tymczasem, gdy my się posługujemy tym tekstem, który jako „rzymski” został wszędzie wprowadzony i w tej postaci Rzymowi narzucony z zewnątrz, znajdujemy w nim potrzebę wiary, by poprzez skrępowanie celami politycznymi utrzymać swą istotę. I tak w zwierciadle losów tego tekstu widać, jak odpowiedź na wezwanie z Galilei z chwilą gdy weszła do historii, musiała się zmieszać ze wszystkim co ludzkie, z interesami poszczególnych regionów, z obojętnością panującą między tymi, którzy są powołani do jedności, z intrygami władców tego świata. Jest ważną rzeczą, byśmy to widzieli, gdyż i to należy do rzeczywistości wiary w świecie, że śmiały skok w nieskończoność, jaki oznacza wiara, odbywa się tylko wśród małostkowości spraw ludzkich; że również tu gdzie człowiek waży się poniekąd na to co dla niego największe, na skok poza własny swój cień ku sensowi, który by dał mu oparcie — postępowanie jego nie jest czyste, szlachetne, wielkie, tylko odzwierciedla go jako istotę rozdwojoną, godną politowania w swej wielkości, a przecież zawsze jeszcze wielką w swej nędzy. Przy tym uwidacznia się tu coś bardzo istotnego, mianowicie, że wiara ma i musi mieć coś wspólnego z przebaczeniem, że chce człowiekowi dać poznać, iż jest istotą, która może się odnaleźć tylko w otrzymywaniu i niesieniu dalej przebaczenia, która potrzebuje przebaczenia nawet w tym co ma najlepszego i najczystszego”4. Z punktu widzenia tomistycznego istotna jest prawda tekstu, a nie historia jego powstawania i przyjmowania.
Widzieliśmy już, że Credo wypowiada się w ramach obrzędu chrztu, jako potrójną odpowiedź na potrójne pytanie: czy wierzysz w Boga — w Chrystusa — w Ducha Świętego. Dodajmy, że stanowi to zarazem pozytywny odpowiednik potrójnego odrzekania się, które je poprzedza: „wyrzekam się szatana, służenia mu i wszelkich spraw jego”5. To znaczy, że wiara zakorzenia się w akcie nawrócenia, w zwrocie całej istoty: od wielbienia tego, co widzialne, co jest przedmiotem działania, do zaufania niewidzialnemu. Słowo „wierzę” można by tu przetłumaczyć formalnie „oddaję się”, „przyrzekam”. Wiara, w myśl naszego wyznania wiary i ze swego pochodzenia, nie jest recytacją wyuczonej lekcji, nie jest przyjęciem teorii o rzeczach, o których istocie niczego się nie wie i dlatego tym głośniej się o nich mówi; wiara oznacza zmianę całej egzystencji człowieka; w języku Heideggera można by powiedzieć, że oznacza „zwrot” całego człowieka, stanowiący odtąd stale o strukturze jego istnienia. W przebiegu potrójnego odrzekania się i potrójnego przyrzekania, połączonego z potrójnym symbolem śmierci przez trzykrotne zanurzenie i z trzykrotnym symbolem zmartwychwstania do nowego życia, zostaje naocznie pokazane, czym wiara jest istotnie: nawróceniem, zwrotem w egzystencji, zmianą w bytowaniu”6. Ciekawy jest kontekst wyznania wiary – potrójne wyrzeczenie się szatana i jego spraw. Jest to jasne wyrzeczenie się kłamstwa i jego ojca (por. J 8,44) i zwrócenie się do Boga, który jest Prawdą absolutną.
Na tych soborach powstaje już jednocześnie nowy typ wyznania wiary, który nie jest zakorzeniony w sakramentalnie dokonującym się w Kościele nawróceniu, w dokonaniu przemiany egzystencji, a przez to nie tkwi w pierwotnym źródle wiary, ale wywodzi się ze zmagań zebranych na soborze biskupów o prawidłową naukę, a przez to staje się wyraźnie przygotowaniem przyszłej formy dogmatu. Ważne jest jednak, że na tych soborach jeszcze nie formułowano zdań dogmatycznych, ale zmagania o prawidłową naukę były jeszcze ciągle zmaganiami o pełnię kościelnego wyznania wiary, a także zmaganiami o prawdziwy sposób owego nawrócenia, owej przemiany egzystencji, na której polega bycie chrześcijaninem”7. W tych zdaniach widać silną zależność Autora od filozofii egzystencjalnej Heideggera. Oczywiście przemiana człowieka, dokonująca się w sakramencie chrztu świętego jest wspaniałą łaską Bożą i dialog dokonujący się w ramach celebracji sakramentu jest czymś ważnym. Prawda o Osobach Trójcy jest zawsze czymś podstawowym.
Można by to wykazać na dramatycznej walce wokół pytania: „kim jest, kim był Chrystus”, która wstrząsnęła Kościołem w IV i V wieku. W tej walce nie chodziło o spekulacje metafizyczne, nie zdołałyby one w owych dwóch stuleciach wstrząsnąć tak do głębi i aż najprostszymi ludźmi. Chodziło raczej o pytanie: co się dzieje, gdy zostaję chrześcijaninem, gdy przyjmuję imię Chrystusa i przez to stwierdzam, że On jest wzorem człowieka i miarą człowieczeństwa? Jakiej przez to dokonuję przemiany istnienia, jaką przyjmuję postawę wobec istnienia ludzkiego? Jak głęboko sięga ten proces? Jaka się przy tym dokonuje ocena rzeczywistości?”8. Pewnie prostym ludziom nie chodziło o metafizykę, której nie znali – chodziło im o prawdę – kim jest naprawdę Jezus Chrystus, w którego uwierzyli, kim jest Duch Święty, którego przyjęli. Która z proponowanych wiar jest prawdziwa, a która jest niebezpieczną herezją?

4. Symbol apostolski jako wyraz struktury wiary
a. Wiara i słowo
Inaczej mówiąc: w wierze jest pierwszeństwo słowa przed myślą, która odróżnia jej strukturę od struktury filozofii. W filozofii myśl wyprzedza słowo jest wynikiem rozważania, które następnie usiłujemy ująć w słowa; pozostają one zawsze czymś wtórnym w stosunku do myśli i dlatego dadzą się zasadniczo zastąpić innymi słowami. Wiara natomiast przychodzi do człowieka z zewnątrz i jest to dla niej istotne. Nie jest ona — powiedzmy to raz jeszcze — czymś tylko wymyślonym, ale jest tym, co zostało mi powiedziane, co do mnie przychodzi jako coś co nie zostało ani nie mogło być przeze mnie wymyślone, wzywa i zobowiązuje. Istotna jest dla wiary ta dwoista struktura: „czy wierzysz — wierzę” jako forma wezwania z zewnątrz i odpowiedzi na nie. Jest więc rzeczą normalną, gdy pomijając nieliczne wyjątki, musimy powiedzieć: „nie doszedłem do wiary przez prywatne poszukiwania, tylko ją otrzymałem jako dar, który mnie poniekąd wyprzedził. Wiara nie może i nie powinna być tylko produktem rozważania. Wyobrażenie, że wiara właściwie powinna była powstać w ten sposób że ją sami sobie wymyślamy i znajdujemy na drodze czysto prywatnych poszukiwań prawdy, jest już w gruncie rzeczy wyrazem pewnego ideału, pewnej postawy myślowej, która zapoznaje to co w wierze istotne, a co polega na tym, że jest ona przyjęciem tego, czego się nie da wymyśleć, i oczywiście przyjęciem z całą odpowiedzialnością; bo chociaż to co otrzymałem nie staje się nigdy całkowicie moją własnością i nigdy nie dogonię tego, co mnie jako dar wyprzedziło, to jednak musi być moim celem, bym sobie coraz bardziej przyswajał dar otrzymany, oddając mu się jako czemuś, co jest większe ode mnie”9. Dodawał bym tylko, że wiara może być odpowiedzią na cud, który jest potężnym słowem Bożym. Tak na przykład po uzdrowieniu kaleki opisanym w Dz 3,6-9, po mowie Piotra (por. Dz 3,12-26) i po jego uwięzieniu, Dz 4,4 podaje: „Lecz wielu z tych, których usłyszeli słowo, uwierzyło; i była liczba mężów pięć tysięcy”. To cud uzdrowienia mobilizuje wielu ludzi do myślenia, do słuchania, czy wręcz do nawrócenia.
Narzuca się tu pewna trudność. Czyż nie powinien każdy człowiek mieć bezpośredniego przystępu do Boga, skoro „religia” ma być rzeczywistością, która każdego obchodzi, skoro do każdego człowieka Bóg się zwraca w równej mierze? Czy nie należałoby dawać każdemu jednakową szansę i przed każdym otwierać równą pewność? Z tego co dotąd powiedzieliśmy wynika jednak, że takie pytanie trafia w próżnię: dialog Boga z ludźmi rozgrywa się tylko w dialogu ludzi między sobą. Rozmaitość uzdolnień religijnych, która dzieli ludzi na proroków i słuchaczy, zmusza ich, by wzajemnie zbliżali się do siebie i pomagali sobie. Program podany w początkowych pismach Augustyna „Bóg i dusza — nic więcej” nie da się urzeczywistnić, a prócz tego jest niechrześcijański. Religia nie istnieje ostatecznie w samotnej drodze mistyka, tylko we wspólnocie głoszenia i słuchania. Rozmowa człowieka z Bogiem i rozmowa ludzi między sobą wzajemnie się przyzywają i warunkują. A może tajemnicą Boga, najbardziej od początku zniewalającą i nigdy do pełnego rezultatu nie doprowadzającą, jest to wezwanie ludzi do dialogu, który jakkolwiek utrudniony i zakłócany, przecież odzwierciedla „Logos”10, właściwe Słowo, od którego pochodzą wszystkie słowa usiłujące wypowiedzieć je w nieustannym wysiłku”11. Próbowałbym rozróżniać dwa różne zjawiska – religię, jako sposób społecznego wyrażania cnoty religijności – ona jest zjawiskiem społecznym i wymaga wzajemnego porozumiewania się między ludźmi. Wiara ma charakter personalny i prowadzi do intymnego związku danego człowieka z Bogiem, a ludzie mogą tu pomagać lub przeszkadzać.
Każdy człowiek ma przystęp do Boga dzięki swojemu sumieniu, a Bóg na drodze łaski każdemu może się objawiać. Prorok nie jest uzdolniony religijnie – jest charyzmatykiem obdarzonym przez Boga i objawiającym ludziom Boże przesłanie. Nie zgadzam się ze sformułowaniem JR: „Dialog Boga z ludźmi rozgrywa się tylko w dialogu ludzi między sobą” - przeczą temu dane Pisma Świętego, które ukazuje bezpośredni związek Boga z człowiekiem.
Prawdziwego dialogu nie ma jednak tam, gdzie ludzie tylko o „czymś” mówią. Do właściwej rozmowy dochodzi dopiero wtedy, gdy ludzie usiłują wypowiedzieć nie coś, ale siebie, gdy dialog staje się udzielaniem. Tam gdzie do tego dochodzi, tam gdzie człowiek sam siebie wypowiada, tam w jakiejś formie jest również mowa o Bogu, który od początku ludzkiej historii jest właściwym tematem dyskusji między ludźmi. Lecz także tam, gdzie człowiek sam siebie wypowiada, tam tematem ludzkiej mowy staje się nie tylko logos ludzkiego bytu, ale i Logos wszelkiego bytu. Dlatego milknie świadectwo Boga tam, gdzie mowa jest tylko techniką, informującą o „czymś”. W logistycznych formułach Bóg nie występuje. Może na tym polega nasza dzisiejsza trudność mówienia o Bogu, że nasza mowa bardziej zmierza do tego, by się stać zbiorem formuł i coraz bardziej przybiera znaczenie czystej technicznej informacji, a coraz mniej dotyczy wspólnego bytowania w Logosie, wraz z czym świadomie lub nieświadomie dotykałaby podstawy wszystkich rzeczy”12.

b. Wiara jako „symbol”
Symbol” pochodzi od greckiego symballein, to znaczy: zbiegać się, składać. Według starożytnego zwyczaju dwie należące do siebie części pierścienia, laski czy tabliczki służą za znak rozpoznawczy dla gości, posłów, wspólnika umowy; posiadanie drugiej połowy danego przedmiotu upoważniało do odbioru jakiejś rzeczy albo po prostu do korzystania z gościnności. Symbol to część przedmiotu, której połączenie z drugą umożliwia wzajemne rozpoznanie się i jedność. Jest wyrazem i umożliwieniem jedności”13.
Z tego co powiedziano, wynika dalej, że każdy człowiek ma w rękach wiarę tylko jako symbolon, jako niepełną, ułamaną cząstkę, która może odnaleźć swoją jedność i całość tylko przez złożenie z innymi. Tylko w symballein w złożeniu z innymi może się też dokonać symballein jako połączenie z Bogiem. Wiara domaga się jedności, przyzywa współwyznawców, z istoty swej ma związek z Kościołem. Kościół nie jest jakimś wtórnym zorganizowaniem idei, niewspółmiernym z kimś, a przez to, w najlepszym wypadku złem koniecznym. Kościół jest koniecznym elementem wiary, której sensem jest wspólne wyznawanie i wielbienie”14. Nie zgadzam się z Autorem mówiącym, że „Każdy człowiek ma w rękach wiarę tylko jako symbolon, jako niepełną, ułamaną cząstkę”. Wiara jest cnotą daną przez Boga, umożliwiającą człowiekowi zbawienie. Nie ma w niej nic niepełnego. To nie kolektyw nadaje wierze jej moc, ale sam Bóg.
Augustyn opowiada w swych Wyznaniach, jak stało się dla niego czymś rozstrzygającym, gdy dowiedział się, że znany filozof Marius Victorinus został chrześcijaninem; wahał się on długo przed wstąpieniem do Kościoła, gdyż sądził, że jego filozofia zawiera już wszystko, co w chrześcijaństwie istotne, z którego podstawową treścią duchową w pełni się zgadzał. Ponieważ uważał, że w jego filozofii mieszczą się zasadnicze pojęcia chrześcijańskie, które uważał za swoje własne, sądził, że niepotrzebna mu już jest instytucjonalizacja jego przekonań przez przynależenie do Kościoła. W Kościele widział — jak wielu wykształconych ludzi wówczas i dzisiaj — platonizm dla ludu, czego jako doskonały wyznawca Platona nie potrzebował. Zasadniczą rzeczą wydawały mu się tylko idee. Jedynie ten kto nie mógł się z nimi zapoznać tak jak filozof, u samych źródeł, musiał zetknąć się z nimi przy pomocy instytucji Kościoła. Fakt, że Marius Victorinus stał się pewnego dnia z wyznawcy Platona chrześcijaninem, był wyrazem tego, że ujrzał on zasadniczy błąd w swych poglądach. Wielki platonik zrozumiał, że Kościół jest czymś więcej i czymś innym niż zewnętrzną organizacją i instytucjonalizacją idei. Pojął, że chrześcijaństwo nie jest pewnym systemem poznanych prawd, tylko jest drogą. „My” wierzących nie jest drugorzędnym dodatkiem dla ludzi słabego ducha: jest w pewnym sensie tym, o co chodzi — międzyludzką wspólnotą, jest rzeczywistością, która leży na innej płaszczyźnie niż czysta „idea”. Podczas gdy platonizm daje ideę prawdy, to wiara chrześcijańska daje prawdę jako drogę i dopiero jako droga staje się ona prawdą człowieka. Prawda jako samo poznanie, jako sama idea nie ma mocy; staje się prawdą człowieka dopiero jako droga, która stawia przed nim wymagania, na którą może i musi wstąpić”15.

Janusz Maria Andrzejewski OP
1 J. RATZINGER, Wprowadzenie w chrześcijaństwo (Znak, Kraków 1970) 43-44.
2 RATZINGER, Wprowadzenie, 44-45.
3 RATZINGER, Wprowadzenie, 45-46.
4 RATZINGER, Wprowadzenie, 46-47.
5 HIPOLIT: „Renuntio tibi, Satana, et omni servltio tuo et omnibus operibus tuis”.
6 RATZINGER, Wprowadzenie, 48.
7 RATZINGER, Wprowadzenie, 49-50.
8 RATZINGER, Wprowadzenie, 50.
9 RATZINGER, Wprowadzenie, 51-52.
10 Prawdopodobnie JR używa tu terminu „Logos” w jego znaczeniu filozoficznym. „W presokratejskiej filozofii przyrody, a także później u stoików, termin logos pojawiał się głównie w podobnym jak u Heraklita, kosmologicznym sensie - jako zasada organizująca, "reguła, według której wszystko się urzeczywistnia, oraz prawo, które jest wspólne dla wszystkich rzeczy i wszystkimi rządzi", a przy tym "zawiera w sobie rozumność i inteligencję". Równolegle uznawano, że logos przejawia się również i w osobie człowieka, zaś życie zgodne z nim jest też życiem rozumnym i racjonalnym. "Dostęp" do logosu lub też "posiadanie" logosu było, zdaniem niektórych filozofów, cechą wyróżniającą człowieka od innych istot: "Choćbyś wszystkie drogi przeszedł, nie dotrzesz do granic duszy; tak głęboki jest jej logos", pisał Heraklit”: https://pl.wikipedia.org/wiki/Logos_(filozofia)
11 RATZINGER, Wprowadzenie, 54-55.
12 RATZINGER, Wprowadzenie, 55.
13 RATZINGER, Wprowadzenie, 56.
14 RATZINGER, Wprowadzenie, 57.
15 RATZINGER, Wprowadzenie, 57-58.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz