Wielkie obrazy w
Ewangelii Jana
Problem pism Jana
Pisze
Papież: „U Jana boskość Jezusa ukazuje się bez zasłon. Jego
kontrowersje z żydowskimi instancjami świątynnymi są już jakby
procesem Jezusa prowadzonym przez Wysoką Radę, o którym – w
przeciwieństwie do synoptyków – Jan właściwie już nie
wspomina. W jego Ewangelii nie ma przypowieści; zamiast tego
słyszymy wielkie obrazowe mowy Jezusa, a głównym terenem Jego
działalności jest już nie Galilea, lecz Jerozolima. Różnice te
skłaniały nowożytnych uczonych do odmawiania tekstowi wartości
historycznej – z wyjątkiem opowiadania o Męce i niektórych
szczegółów – i uważania go za późną rekonstrukcję
teologiczną”1.
Według Ewangelii Janowej, Jezus został skazany przez Radę
zaocznie, na długo przed właściwym procesem (por. J 11,46-53), w
którym szukano jedynie usprawiedliwienia tegoż wyroku: „Tymczasem
naczelni kapłani, starsi i cała Rada szukali fałszywego świadectwa
przeciwko Jezusowi, aby go skazać na śmierć” (Mt 26,59). Galilea
– to przede wszystkim dwa cuda w Kanie Galilejskiej, cudowne
nakarmienie tłumu, wielka mowa eucharystyczna w Kafarnaum i cudowny
połów ryb z J 21. Już M.-J. Lagrange w swoim monumentalnym
komentarzu do Ewangelii świętego Jana2
wskazywał na silnie historyczny charakter tej Ewangelii – w
opozycji do modernistycznych komentatorów, takich jak na przykład
ekskomunikowany w 1908, Alfred Loisy.
„W
drugiej połowie XX stulecia interpretacja Czwartej Ewangelii
pozostawała pod przemożnym wpływem wydanego po raz pierwszy w 1941
komentarza Rudolfa Bultmanna do pism Janowych. Za bezdyskusyjny
pewnik uważa on, że głównych idei Ewangelii Jana nie należy
szukać w Starym Testamencie i we współczesnym Jezusowi judaizmie,
gdyż znajdują się one w gnozie”3.
Charakterystyczne dla tego protestanckiego teologa jest to, że nie
brał pod uwagę możliwości związku nauczania Ewangelii z samym
Jezusem, a źródeł doszukiwał się gdzieś indziej. Jezus w swoim
nauczaniu był silnie niezależny od Starego Testamentu i od
współczesnego Mu judaizmu, z którym często był w konflikcie.
Tak
według Benedykta XVI pisze R. Bultmann: „Idea wcielenia
Odkupiciela nie przeniknęła z chrześcijaństwa do gnozy, lecz ma
pochodzenie zdecydowanie gnostyckie. Bardzo wcześnie już została
ona przyjęta przez chrześcijaństwo i była wykorzystywana w
chrystologii” (Das
Evangelium des Johannes,
s. 10n). A także: „Logos-Absolut może pochodzić tylko z gnozy”4.
Oczywiste, że ten teolog był zbyt pewny siebie i swoich idei.
Teresa
Okure tak pisze na ten temat: „Występujący
w Ewangelii Jana dualizm jest ściśle
związany
z rozumieniem przez autora eschatologii, chociaż
w
przeszłości
łączono
go błędnie
z dualizmem ontologicznym, znanym z gnostycyzmu czy z Qumran. Według
pism z Qumran świat
dzieli się
na
dobrych i złych,
przeznaczonych na zbawienie i przeznaczonych na potępienie.
Gnostycyzm utożsamia
tych ostatnich z ludźmi
należącymi
do ciała,
Qumran zaś
nazywa
ich dziećmi
Beliala. Jan używa
języka
dualistycznego: światłość
i
ciemność,
ci, którzy należą
do
świata,
oraz ci, którzy nie należą
do
świata,
ci, którzy już
przeszli
ze śmierci
do życia,
i tym samym nie podlegają
już
sądowi,
i ci, którzy jeszcze żyją,
ale są
już
osądzeni.
Jednak w przeciwieństwie
do gnostycyzmu i Qumran sfera odniesienia u Jana jest moralna, a nie
ontologiczna. Znaczy to, że
tym, co stanowi o byciu w światłości
czy byciu w ciemności,
o należeniu
do świata
czy nienależeniu
do świata,
jest odpowiedź
udzielona
Jezusowi i przyjęcie
fundamentalnego warunku
tej odpowiedzi, czyli życia
jako dziecko Boże,
kochając
tak, jak kocha Bóg i Jezus (por. 13,34-35). Nauka
ta jest wyraźnie
wyłożona
w Pierwszym Liście
św.
Jana (zwłaszcza
rozdz. 3-4). Początek
eschatologii zaznaczony przyjściem
Jezusa na świat
ma konsekwencje dla ludzkości.
Ci, którzy przyjmują
Jezusa,
zaczynają
już
teraz
przechodzić
ze
śmierci
do życia,
spod panowania śmierci
pod panowanie życia
udzielonego przez Boga w Chrystusie. I odwrotnie, ci, którzy
odrzucają
Jezusa,
zaczynają
już
teraz
doświadczać
śmierci
czy sądu.
„Dzień
ostateczny”,
rozumiany jako dzień
sądu
ostatecznego, jedynie ujawnia i finalizuje odpowiedź
życia
udzieloną
Jezusowi.
Człowiek
przechodzi ostatecznie do życia
albo na sąd.
Tymczasem człowiek
albo wybiera należenie
do świata
– rozumianego jako sfera odrzucenia Jezusa, nie zaś
jako
świat
stworzony, umiłowany
przez Boga do tego stopnia, że
posłał
na
świat
boskiego Syna, aby odkupił
go od
grzechu (3,16) – albo odrzucenie tego świata
i ciemności
i należenie
do Boga (3,20-21; 17,14-16). Dualizm Jana, rozumiany w ten sposób,
jest istotnym aspektem Janowej teologii wcielenia, to znaczy nowego
stworzenia w Chrystusie, i w sposób naturalny wyrasta z niej”5.
Papież
kontynuuje: „W wykładzie inauguracyjnym w Tybindze, Der
Sohn Gottes,
opublikowanym w poszerzonej formie w 1975 roku, Martin Hengel
„domniemany mit posłania Syna Bożego na świat” nazywa
pseudonaukową mistyfikacją, a sam stwierdza: „W rzeczywistości
na podstawie źródeł
nie da się wykazać istnienia żadnego przedchrześcijańskiego
gnostyckiego
mitu Odkupiciela” (s. 53n). Istnienie samej gnozy, jako ruchu
umysłowo-duchowego, można sytuować najwcześniej na koniec
pierwszego stulecia po Chrystusie, a pełny jej rozwój datuje się
dopiero na II wiek”6.
Ciekawa jest hipoteza o związku Ewangelii z arystokracją kapłańską:
„Hengel wskazuje też na to, że „za czasów Heroda... w
Jerozolimie powstała własna, mniej lub bardziej zhellenizowana
górna warstwa żydowska, posiadająca specyficzną kulturę” (s.
287), i w związku z tym doszukuje się genezy tej Ewangelii w
jerozolimskiej arystokracji kapłańskiej”7.
Wydaje mi się, że dla formułowania takiej hipotezy nie wystarcza J
18,15-16: „A szedł za Jezusem Szymon Piotr i inny uczeń. Ten
uczeń zaś był znany najwyższemu kapłanowi i wszedł z Jezusem na
dziedziniec najwyższego kapłana. Ale Piotr stał na zewnątrz u
drzwi. Wtedy wyszedł ten drugi uczeń, który był znany najwyższemu
kapłanowi, pomówił z odźwierną i wprowadził Piotra”.
Nauczanie Jezusa, takie jakie znamy, jest zbyt niezgodne z nauczaniem
saduceuszy.
W ten sposób Papież
dochodzi do sformułowania pytania: „Kto jest autorem tej
Ewangelii? Jak się przedstawia jej wiarygodność historyczna?
Spróbujmy odpowiedzieć na pierwsze z tych pytań. W samej
Ewangelii, w relacji o Męce, znajduje się jasna wypowiedź na ten
temat. Czytamy, że jeden z żołnierzy włócznią przebił bok
Jezusa, „a natychmiast wypłynęła krew i woda”. Dalej są słowa
mające znaczny ciężar gatunkowy: „Zaświadczył to ten, który
widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi
prawdę, abyście i wy wierzyli” (J 19,35). Ewangelia powołuje się
na świadka naocznego, a nie ulega wątpliwości, że tym świadkiem
jest uczeń, który – zgodnie z wcześniejszą relacją – stał
pod krzyżem i był uczniem, którego Jezus miłował (zob.19,26). W
J 21,24 pojawia się jeszcze jedna wzmianka o tym uczniu jako autorze
Ewangelii. Jego postać występuje nadto w: J 13,23; 20,2-10; 21,7, a
także w J 1,35.40; 18,15n. Te wypowiedzi o zewnętrznym źródle
Ewangelii w relacji obmycia nóg znajdują pogłębienie przez
wskazanie na jej źródło wewnętrzne. O uczniu jest tam
powiedziane, że w czasie posiłku zajmował miejscu przy Jezusie, a
w chwili gdy padło pytanie o zdrajcę, „spoczywał na piersi
Jezusa” (13,25). Słowa te zostały świadomie sformułowane jako
paralela końcowych słów prologu Jana, gdzie o Jezusie czytamy:
„Boga nikt nigdy nie widział; ten Jednorodzony Bóg, który jest w
łonie Ojca, [o Nim] pouczył” (1,18). Jak Jezus, Syn, zna
tajemnicę Ojca, dlatego że jest w Jego łonie, tak też ewangelista
wiedzę swą zaczerpnął z serca Jezusa, z Jego wewnętrznego
pokoju”8.
I kontynuuje: „Poczynając od Ireneusza z Lyonu († ok. 202),
kościelna tradycja w Janie, synu Zebedeusza, widzi jednoznacznie
umiłowanego ucznia i autora Ewangelii. Harmonizuje to z
identyfikującymi wzmiankami Ewangelii, która w każdym razie
wskazuje na Apostoła i towarzysza drogi Jezusa od chrztu w Jordanie
po Ostatnią Wieczerzę, Krzyż i Zmartwychwstanie”9.
Te argumenty są w pełni wystarczające do uznania świętego Jana
Apostoła za autora Ewangelii. Ciekawie argumentuje pani Teresa
Okure: „Zgodnie z długotrwałą tradycją kościelną i
powszechnym przekonaniem wiernych, autorem Ewangelii był Jan, syn
Zebedeusza, jeden z Dwunastu, który wraz z Piotrem i jego bratem
Jakubem obdarzony był przez Jezusa specjalnymi przywilejami (por. Mt
17,1-8//Mk 9,2-9//Łk 9,28-36). To patrystyczne świadectwo w
rzeczywistości nigdy nie było kwestionowane aż do XIX w. Choć
takie rozwiązanie może być nader problematyczne, inne nie są
mniej problematyczne. Argumentom, że syn Zebedeusza, który był
rybakiem, nie mógł dysponować tak gruntowną wiedzą teologiczną,
z jaką mamy do czynienia w Ewangelii, można przeciwstawić
twierdzenie zawarte w Ewangelii, że Jan i inni uczniowie byli
pouczeni przez Ducha Świętego, doprowadzeni do pełnej prawdy (por.
14,26; 1 J 2,27) i uzdolnieni do dawania świadectwa Jezusowi
(15,26-27; por. 1 J 5,7). Sam Jezus, który się „nie uczył”
(7,15), także był pouczony przez Ducha Świętego, którego miał w
pełni (1,32.33)”10.
Dla nas szczególnie ważne jest to, że autorem Ewangelii jest Jan –
umiłowany uczeń Jezusa, ten, który najlepiej znał Jezusa i
najlepiej Go rozumiał. Istotnym jest także to, że zgodnie z
zapowiedzią Jezusa (por. J 21,22-24) widział Go na wyspie Patmos i
stało się to podstawą do napisania Apokalipsy i do lepszego
zrozumienia Jezusa i Jego Ewangelii.
Nieco dalej Papież
pisze o tzw. „szkole Janowej”: „W Efezie istniało coś w
rodzaju szkoły Jana, nawiązującej do umiłowanego ucznia Jezusa,
którą jednak, jako główny autorytet, kierował „prezbiter Jan”.
„Prezbiter” ten występuje w 2 i 3 Liście Jana (1,1), jako
nadawca i autor tych listów, skrywający się za skromnym tytułem
„prezbitera” (bez podawania imienia Jana). Nie należy go rzecz
jasna utożsamiać z Apostołem, a więc w tym kanonicznym tekście
napotykamy wyraźnie wzmiankowaną tajemniczą postać tego
prezbitera. Był on bez wątpienia ściśle związany z Apostołem,
może nawet osobiście znał jeszcze Jezusa. Po śmierci Apostoła
uchodził po prostu za jego spadkobiercę, a z upływem czasu w
pamięci ludzi te dwie postaci coraz bardziej stapiały się ze sobą.
W każdym razie, „prezbiterowi Janowi” możemy przypisać istotną
funkcję przy redagowaniu definitywnej wersji tekstu Ewangelii, przy
czym w pracy tej zawsze uważał się za powiernika tradycji
otrzymanej od syna Zebedeusza. Z całym przekonaniem mogę się
przyłączyć do wniosku, który Peter Stuhlmacher wyprowadził z
przytoczonych tu źródeł. Uważa on, „że treść Ewangelii
wywodzi się od ucznia, którego Jezus (szczególnie) miłował.
Prezbiter uważał siebie za przekaziciela i tubę jego nauczania”11.
Ta hipoteza, znana już od starożytności, jest dla mnie osobiście
mało przekonująca.
Kolejnym
zagadnieniem jest problem historyczności Ewangelii Janowej:
„Zadziwiające jest, że M. Hengel, od którego tak wiele
dowiedzieliśmy się o historycznym zakorzenieniu Ewangelii w
jerozolimskiej arystokracji kapłańskiej, a tym samym w kontekście
życia samego Jezusa, w swej diagnozie historyczności tekstu zdaje
się zajmować zdumiewająco negatywne stanowisko lub – delikatniej
mówiąc – jest skrajnie ostrożny. Powiada: „Czwarta Ewangelia
jest w znacznej mierze, choć nie całkowicie dowolnym «poematem o
Jezusie» (...). Zarówno skrajny sceptycyzm, jak i naiwna ufność
prowadzą tu do błędów. Z jednej strony to, co trzeba uznać za
niehistoryczne, wcale nie musi być całkowitą fikcją; z drugiej
strony, dla ewangelisty (i jego szkoły) ostatnie słowo ma nie
«historyczne», banalne wspominanie przeszłości, lecz
interpretujący i prowadzący do prawdy Duch-Paraklet”12.
Odpowiada Papież: „Tutaj pojawia się jednak pytanie: Co znaczy to
przeciwstawienie? Dlaczego historyczne wspomnienie ma być banalne?
Czy chodzi o prawdę wspomnień, czy nie? I do jakiej prawdy ma
prowadzić Paraklet, jeśli historyczne wydarzenie pomija jako
banalne?”13.
Papież kontynuuje: „Myślę, że mamy tu do czynienia z fałszywym
pojęciem historyczności, jak również z fałszywym pojęciem wiary
i Parakleta. Wiara, która w ten sposób pomija historię, staje się
w rzeczywistości „gnozą”. Pomija ciało, wcielenie - a więc
autentyczną historię. Gdybyśmy wymagali, żeby przekaz mów Jezusa
był podobny do zapisu na taśmie i taki ich charakter uważali za
konieczny warunek autentycznej „historyczności”, to mowy w
Ewangelii Jana rzeczywiście nie byłyby „historyczne”. To, że
nikt się takiej dosłowności nie domaga, nie znaczy jednak, że są
one swoistymi poematami o Jezusie, które tworzono stopniowo w kręgu
szkoły Jana, po to, żeby je następnie przypisać Parakletowi”14.
Tego typu autorzy dość skutecznie podważają wiarę w historyczną
wartość Ewangelii Janowej i chyba nie musimy ulegać ich
argumentacji.
Ciekawie mówi
Papież o wartości pamięci: „To, co Jan mówi w swej Ewangelii o
przypominaniu jako rozumieniu i drodze „do całej prawdy”, jest
ściśle związane z tym, co Łukasz opowiada o przypominaniu sobie
przez Maryję. Ten proces „przypominania sobie” Łukasz ukazuje w
trzech epizodach z historii dzieciństwa Jezusa. Najpierw w relacji
zwiastowania poczęcia Jezusa przez archanioła Gabriela. Łukasz
mówi nam w tym miejscu, że Maryja przestraszyła się pozdrowienia
i rozpoczęła wewnętrzny „dialog”, w którym zastanawiała się,
co może znaczyć to pozdrowienie. Najważniejsze miejsca znajdują
się w opisie pokłonu pasterzy. Ewangelista tak o tym mówi: „Maryja
zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu”
(Łk 2,19). W zakończeniu opowiadania o dwunastoletnim Jezusie raz
jeszcze słyszymy: „A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te
sprawy w swym sercu” (Łk 2,51). Pamięć Maryi jest przede
wszystkim zachowywaniem wspomnień o tym, co się wydarzyło. Ale nie
tylko: jest ona także wewnętrznym zmaganiem się z wydarzeniem. W
ten sposób Maryja przenika w głąb zapamiętanych spraw, widzi
wydarzenia w ich wzajemnych powiązaniach i uczy się je zrozumieć.
Na takim właśnie „przypominaniu sobie” oparta jest Ewangelia
Jana, która pogłębia jeszcze pojęcie pamięci, jako pamięci „my”
uczniów, to jest Kościoła. To przypominanie sobie nie jest
procesem wyłącznie psychologicznym czy umysłowym. Jest to czynność
dokonująca się w Duchu Świętym. Przypominanie sobie przez Kościół
nie jest sprawą prywatną; wychodzi ono poza własną sferę
rozumienia i wiedzy człowieka. Jest to przyjmowanie kierownictwa
Ducha Świętego, który ukazuje nam wewnętrzne związki w Piśmie i
powiązania słów z rzeczywistością, i w ten sposób prowadzi nas
„do całej prawdy”15.
Z pewnością, pisanie Pisma Świętego jest oparte na przypominaniu
sobie wydarzeń i słów im towarzyszących.
Wielkie obrazy w
Ewangelii Jana
Woda
Pisze
Papież: „Woda stanowi podstawowy pierwiastek życia, dlatego jest
też prasymbolem ludzkości. Człowiek spotyka się z nią w
rozmaitych postaciach, toteż zróżnicowana jest także jej
symbolika. W pierwszym rzędzie jest źródłem – świeżą wodą
tryskającą z wnętrza ziemi. Źródło jest początkiem, punktem
wyjścia, w jego niczym jeszcze niezmąconej, nieskalanej czystości.
Dlatego źródło jawi się jako pierwiastek autentycznie twórczy, a
także jako symbol płodności i macierzyństwa”16.
Ciekawa jest kolejna myśl: „Z
chwilą gdy chrześcijanie w przejściu przez Morze Czerwone dojrzeli
zapowiedź chrztu, na pierwsze miejsce wysunął się tu motyw
symbolizowanej przez morze śmierci: staje się ono obrazem tajemnicy
Krzyża. Żeby się powtórnie narodzić, człowiek musi najpierw
razem z Chrystusem wejść w „Morze Czerwone”, z Nim zstąpić w
otchłań śmierci, i dopiero wtedy razem ze Zmartwychwstałym wejść
w nowe życie”17.
„Symbolika
wody jest obecna
w Czwartej Ewangelii od początku do końca. Po raz pierwszy
spotykamy się z nią w rozmowie z Nikodemem w trzecim rozdziale:
żeby wejść do królestwa Bożego, człowiek musi się odnowić,
stać się innym człowiekiem – musi się odrodzić z wody i z
Ducha (zob. 3,5)”18.
Co ciekawe, dla Papieża, woda jest tu symbolem Kościoła: „Duch i
woda, Chrystus
i Kościół, to jedna nierozłączna całość. W ten sposób
dokonują się „powtórne narodziny”. W sakramencie woda odgrywa
rolę macierzyńskiej ziemi, Kościoła świętego, który przyjmuje
do siebie stworzenie i je reprezentuje”19.
Woda może być symbolem – ale nie musi. Daleko nie wszystkie
teksty Janowe poddają się procesowi alegoryzacji. Myślę, że w J
3,5 Jezus mówił o sakramencie chrztu, w którym to woda jest
zewnętrznym, widzialnym i odczuwalnym znakiem łaski oczyszczającej
i odradzającej człowieka. Możliwe, że w tym tekście, Jezus
ukazuje konieczność pokuty związanej ze chrztem z wody, a z
drugiej strony konieczność przyjęcia Ducha Świętego
przemieniającego człowieka. Może to być nawiązanie do rozdziału
pierwszego, w którym Jan mówi o chrzcie, a w wersecie trzydziestym
trzecim Jan Chrzciciel stwierdza: „Ten, który mnie posłał, abym
chrzcił wodą, powiedział do mnie: Na kogo ujrzysz Ducha
zstępującego i spoczywającego na nim, to jest ten, który chrzci
Duchem Świętym”. Mamy więc z jednej strony, chrzest pokuty
świętego Jana Chrzciciela, a z drugiej, chrzest w Duchu Świętym
– obfite wylewanie Ducha uzdrawiającego, oświecającego i
uwalniającego od złych duchów (por. Mt 12,28).
W rozdziale drugim
mamy przemianę wody w wino, gdzie woda jest ukazana jako środek
służący do żydowskich oczyszczeń (por. J 2,6), a wino prowadzi
do radości (por. Ps 104,15).
„Nieco
dalej, w czwartym rozdziale, spotykamy Jezusa przy studni Jakuba.
Jezus obiecuje Samarytance wodę tryskającą ku życiu wiecznemu
(zob. 4,14): kto się jej napije, nie będzie już pragnął20
(…) Tak więc w rozmowie z Samarytanką woda
– choć na inny sposób – znowu staje się symbolem Ducha,
rzeczywistej siły życiowej, gaszącej głębokie pragnienie
człowieka i dającej mu całe życie, którego oczekuje, nie znając
go”21.
Werset J 4,14 można też przetłumaczyć nieco inaczej: „Kto zaś
by wypił z wody, którą ja mu dam, nie będzie pragnął w
wieczności, ale woda, którą ja mu dam, stanie się w nim źródłem
wody wytryskującej w życiu wiecznym22”
– Duch Święty – przedstawiony w obrazie wody jest więc z
jednej strony zaspokajającym wszelkie pragnienie już teraz, to
znaczy w życiu wiecznym już zapoczątkowanym, a z drugiej strony –
z mocą „wytryskuje” – to znaczy rozprzestrzenia się na wielu
spragnionych prawdziwego życia.
W rozdziale piątym
mamy następujące świadectwo: „A jest w Jerozolimie przy Owczej
Bramie sadzawka, zwana po hebrajsku Betesda, mająca pięć ganków.
Leżało w nich mnóstwo niedołężnych, ślepych, chromych i
wychudłych, którzy czekali na poruszenie wody. Anioł bowiem co
pewien czas zstępował do sadzawki i poruszał wodę. A kto pierwszy
wszedł po poruszeniu wody, stawał się zdrowym, jakąkolwiek
chorobą był dotknięty” (J 5,2-4). Woda jest więc tu, podobnie
jak w sakramencie chrztu przekazicielem łaski – w tym wypadku –
łaski uzdrowienia.
Tak
Papież komentuje tekst z siódmego rozdziału Ewangelii Janowej: „A
w ostatnim, wielkim dniu tego święta, Jezus stanął i wołał:
Jeśli ktoś pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije. Kto wierzy we
mnie, jak mówi Pismo, rzeki wody żywej popłyną z jego wnętrza. A
to mówił o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w niego. Duch
Święty bowiem jeszcze nie był dany, ponieważ Jezus nie został
jeszcze uwielbiony” (J 7,37-39): „W tle widoczny jest obrzęd
tego święta.
Polegał on na tym, że z sadzawki Siloam przynoszono wodę i
siódmego dnia święta wylewano ją w świątyni. W tym siódmym
dniu, przed jej wylaniem, kapłani siedmiokrotnie obchodzili ołtarz,
niosąc złote naczynie wypełnione wodą. Obrzędy z wodą wskazują
najpierw, że genezy tego święta należy szukać w kontekście
religii naturalnych.
Święto to było prośbą, zaklinaniem o zesłanie deszczu, którego
kraj zagrożony suszą tak bardzo potrzebował. Później jednak
obrzęd ten nabrał znaczenia historiozbawczego: był wspomnieniem
wody ze skały, którą Bóg – na przekór ich zwątpieniu i
trwodze – dał Żydom podczas wędrówki po pustyni (zob. Lb
20,1-13). Na koniec wreszcie woda, która wytrysnęła ze skały,
stawała się coraz bardziej mesjańskim tematem nadziei: W czasie
wędrówki po pustyni Mojżesz dał Izraelowi chleb z nieba i wodę
ze skały. Zgodnie z tym, tych dwu podstawowych darów życia
oczekiwano również od nowego Mojżesza – Mesjasza. Ta mesjańska
interpretacja daru wody znajduje odzwierciedlenie w 1 Liście do
Koryntian świętego Pawła: „Wszyscy spożywali ten sam pokarm
duchowy i pili ten sam duchowy napój. Pili zaś z towarzyszącej im
duchowej skały, a skałą był Chrystus” (10,3n). Słowa, które
Jezus wypowiada w odniesieniu do obrzędu wody, stanowią odpowiedź
na tę nadzieję: On jest tym nowym Mojżeszem. On sam jest skałą
dającą życie. Jak w mowie o chlebie objawia siebie samego jako
prawdziwy chleb przychodzący z nieba, tak tutaj ukazuje się –
podobnie jak wcześniej Samarytance – jako żywa woda, której
gorąco pragnie człowiek. Jest to pragnienie życia, „życia w
obfitości” (J 10,10), życia, któremu nie towarzyszy już naglące
pragnienie i potrzeba ciągłego jego zaspokajania. Życie to płynie
z wnętrza, z siebie samego. Jezus odpowiada również na pytania:
Jak pije się tę żywą wodę? Jak przychodzi się do studni i
czerpie wodę? „Kto we Mnie wierzy...?”. Wiara w Jezusa jest
sposobem picia żywej wody, sposobem picia życia, któremu nie grozi
już śmierć”23.
Warto
do tego obszernego komentarza dodać wzmiankę na temat Ducha
Świętego – bo to właśnie Ewangelia o Nim mówi. Wydaje mi się,
że zarówno tekst J 4,10-14, jak i J 7,37-39, warto czytać o
Jezusie dającym Ducha, o Jezusie chrzczącym Duchem Świętym (por.
J 1,33). Woda, w obu wypadkach jest przede wszystkim obrazem Ducha –
zgodnie z obrazem wykorzystanym w Księdze Joela: „A potem wyleję
Ducha mego na wszelkie ciało, a prorokować będą synowie wasi i
córki wasze; starcom waszym sny się śnić będą, a młodzieńcy
wasi widzenia widzieć będą. Nawet i na sługi i na służebnice
wyleję w one dni Ducha mego” (Jl 2,28-29). Zwróćmy uwagę, że
Duch jest tu właśnie „wylewany” – jak woda. Popatrzmy teraz
na tekst Janowy: „A w ostatnim, wielkim dniu tego święta, Jezus
stanął i wołał: Jeśli ktoś pragnie, niech przyjdzie do mnie i
pije” (J 7,37). Pierwszym elementem, koniecznym do otrzymania Ducha
jest pragnienie – dar Ducha jest jakoś proporcjonalny do
pragnienia, które też jest oczywiście łaską. O to intensywne
pragnienie Ducha musimy się modlić. Drugim elementem
wyszczególnionym przez Jezusa jest przyjście do Niego. Nie
wystarczy pragnąć – trzeba zdobyć się na odwagę, by pójść
do Jezusa. Już w czasach Jezusa, wielu bało się do Niego przyjść,
jak świadczy o tym Ewangelista: „Jednak i z przełożonych wielu
uwierzyło w niego, ale z powodu faryzeuszy nie wyznawali go, aby nie
wyłączono ich z synagogi” (J 12,42), czy: „Nikt jednak nie
mówił o nim jawnie z obawy przed Żydami” (J 7,13), czy: „Tak
mówili jego rodzice, bo bali się Żydów. Żydzi bowiem już
postanowili, że każdy, kto wyzna, iż on jest Chrystusem, będzie
wyłączony z synagogi” (J 9,22) – te teksty pokazują silny,
paraliżujący strach, nie pozwalający przyjść do Jezusa. Trzeba
więc pragnąć Ducha Świętego, przyjść do Jezusa i „pić” –
to znaczy przyjąć Ducha ze wszystkimi darami, które On przynosi.
Pięknie o tym mówi o. Raniero Cantalamessa. W swoim wywiadzie
zatytułowanym „Nie bójcie się Ducha Świętego!” mówi o
paraliżującym wielu „lęku przed nowością”, twierdzi, że
Odnowa polega na „przywróceniu władzy Bogu” – bo jak tego sam
doświadczył: „to my chcemy sami sprawować władzę, zawsze w
imieniu Boga”24.
Zaufanie Duchowi Świętemu – to oddaniu Mu władzy nad sobą –
to początek nowego, intensywnego życia duchowego.
Papież
kontynuuje swoje rozważania: „Teraz musimy jednak dokładniej
wsłuchać się w ten tekst. Dalej czytamy: „Jak rzekło Pismo:
Rzeki wody żywej popłyną z jego ciała” (7,38). Z czyjego ciała?
Od najdawniejszych czasów na pytanie to padają dwie różne
odpowiedzi. Zapoczątkowana przez Orygenesa († ok. 254) tradycja
aleksandryjska, do której przyłączyli się jednak również wielcy
Ojcowie łacińscy, Hieronim i Augustyn, czyta: „Kto wierzy... z
jego ciała popłyną...”. Człowiek, który wierzy, sam staje się
źródłem, oazą, z której tryska świeża, niezatruta woda,
ożywiająca siła twórczego ducha. Obok niej pojawiła się jednak
inna, mniej znana, tradycja małoazjatycka, która od początku
bliżej trzyma się Jana; poświadczają ją Justyn († 165),
Ireneusz, Hipolit, Cyprian i Efrem. Przyjmuje ona odmienną
interpunkcję: „Kto odczuwa pragnienie, niech przyjdzie do Mnie i
pije, kto wierzy we Mnie. Jak mówi Pismo, z Jego ciała popłyną
rzeki”. „Jego ciało” odnoszone jest
tu do Chrystusa: On jest źródłem, żywą skałą, z której płynie
nowa woda. Od strony lingwistycznej bardziej poprawna wydaje się
pierwsza interpretacja, dlatego – za wielkimi Ojcami Kościoła –
idzie za nią większa część współczesnych egzegetów. Jednak z
merytorycznego punktu widzenia więcej argumentów przemawia raczej
za tą drugą, „małoazjatycka” interpretacją”25.
Oczywiste, że to Jezus jest źródłem Ducha Świętego. Ludzie,
którzy od Niego Go otrzymują są z kolei źródłami Ducha dla
całego świata.
Papież
kontynuuje: „Gdzie jednak Pismo mówi o tym źródle dającym
życie? Jan oczywiście ma tu na myśli nie jakieś pojedyncze
miejsce, ale właśnie „Pismo” – wizję przenikającą jego
teksty. Najważniejszy ślad znaleźliśmy już wcześniej:
opowiadanie o skale, z której trysnęła woda. W Izraelu stało się
ono symbolem nadziei. Drugi istotny ślad daje nam Księga Ezechiela
(47,1-12): wizja nowej świątyni: „...a oto wypływała woda spod
progu świątyni w kierunku wschodnim...” (47,1). Około 50 lat
później obrazem tym posłużył się na nowo Zachariasz: „W owym
dniu wytryśnie źródło, dostępne dla domu Dawida i dla
mieszkańców Jeruzalem, na obmycie grzechu i zmazy” (13,1). „W
owym dniu wypłyną z Jerozolimy strumienie wód...” (14,8).
Ostatni rozdział Pisma Świętego raz jeszcze objaśnia te obrazy i
teraz dopiero nadaje im zarazem pełnię ich wielkości: „I ukazał
mi rzekę wody życia, lśniącą jak kryształ, wypływającą z
tronu Boga i Baranka” (Ap 22,1)”26.
Krzew winny i
wino
Ciekawie
pisze Papież: „Chleb, w swej najprostszej formie sporządzany z
wody i zmielonego ziarna pszenicznego – do których dochodzi
jeszcze pierwiastek ognia, jak również praca człowieka – stanowi
podstawowy pokarm. Żywią się nim zarówno ubodzy, jak i bogaci,
przede wszystkim jednak ubodzy. Ucieleśnia on dobroć stworzenia i
Stwórcy, jest jednak także wyrazem pokory prostego codziennego
życia. Wino natomiast jest symbolem świętowania. Z jego pomocą
człowiek może przeczuwać chwałę stworzenia. Dlatego wino wchodzi
w skład obrzędów szabatu, Paschy i wesela. Daje nam także jakieś
wyobrażenie definitywnego świętowania Boga z ludzkością, ku
któremu były skierowane oczekiwania Izraela. „Pan Zastępów
przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze (na Syjonie) ucztę z
tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa,
z najwyborniejszych win...” (Iz 25,6)”27.
Przemiana wody w wino jest więc typowym dla Jezusa pochyleniem się
nad ludzką biedą, nad ludzkim niedostatkiem. Charakterystyczna jest
też pomoc wrażliwej na ubóstwo Maryi – to Ona zwraca uwagę Syna
na dobro, którym warto by pomóc ludziom, to Ona prosi
posługujących: „Zróbcie wszystko, co wam powie” (J 2,5),
podobnie jak Ojciec na Górze Przemienienia prosi Apostołów: „To
jest mój umiłowany Syn, w którym mam upodobanie, jego słuchajcie”
(Mt 17,5).
Papież
analizując J 2,1-12, zapytuje: „Jaki sens miałoby dostarczenie
przez Jezusa na prywatną uroczystość takiego nadmiaru wina – w
ilości około 520 litrów?”28.
Twierdzi: „Doniosłe znaczenie ma tutaj już sama datacja.
„Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej”
(2,1). Nie bardzo wiadomo, do jakiej poprzedniej daty nawiązuje to
określenie „trzeciego dnia”. Tym bardziej oczywiste się staje,
że ewangeliście chodzi właśnie o symboliczne oznaczenie czasu,
które nam daje do rąk, jako klucz interpretacyjny do tego
zdarzenia. W Starym Testamencie trzeci dzień to data teofanii. Tak
jest na przykład w centralnej relacji spotkania Boga z Izraelem na
Synaju: „Trzeciego dnia rano rozległy się grzmoty z błyskawicami
(...). Pan zstąpił na górę w ogniu” (Wj 19,16-18). Można w tym
jednocześnie słyszeć znak zapowiadający ostateczną i decydującą
teofanię historii, a mianowicie zmartwychwstanie Chrystusa trzeciego
dnia, teofanię, w której dawne spotkania z Bogiem stają się
definitywnym przyjściem Boga na ziemię; ziemia zostaje definitywnie
rozerwana i włączona we własne życie Boga”29.
I nieco dalej: „Jezus mówi Maryi o swej godzinie, która jeszcze
nie nadeszła. Znaczy to najpierw, że nie działa On i nie podejmuje
decyzji po prostu sam ze siebie, lecz czyni to zawsze w doskonałej
jedności z wolą Ojca i w pragnieniu realizowania Jego planów.
Dokładniej „godzina" oznacza „otoczenie chwałą”, które
miało się urzeczywistnić na Krzyżu i w Zmartwychwstaniu oraz w
Jego powszechnej obecności w świecie przez słowo i sakramenty.
Godzina Jezusa, godzina Jego „chwały” zaczyna się w momencie
Krzyża i ma swe historyczne miejsce: w chwili gdy zabijane są
baranki paschalne, Jezus przelewa swą krew jako prawdziwy Baranek”30.
Nieco
dalej odpowiada: „W
ten sposób zaczynamy rozumieć wydarzenie Kany. Znakiem Boga jest
nadmiar. Widzimy go przy rozmnożeniu chleba, widzimy go co pewien
czas, najbardziej jest jednak widoczny w centrum dziejów zbawienia:
w tym mianowicie, że rozrzutnie daje siebie samego nam, ludziom,
biednym stworzeniom. Ten nadmiar jest Jego „chwałą”. Dlatego
nadmiar wina w Kanie jest znakiem, że Bóg rozpoczął już swe
świętowanie z ludzkością, rozdawanie siebie samego ludziom.
Zewnętrzne ramy tego wydarzenia, wesele, stają się w ten sposób
obrazem wskazującym godzinę mesjańską: godzina wesela Boga z Jego
ludem zaczęła się już w przyjściu Jezusa. Obietnica dotycząca
czasów ostatecznych wkracza w teraźniejszość. Tutaj wydarzenie
Kany łączy się z relacją świętego Marka dotyczącą
skierowanego do Jezusa pytania uczniów Jana i faryzeuszów: Dlaczego
Twoi uczniowie nie poszczą? Odpowiedź Jezusa brzmi: „Czy goście
weselni mogą pościć, jak długo jest z nimi oblubieniec?” (Mk
2,18n). Jezus sam nazywa tu siebie „Oblubieńcem” przyobiecanego
wesela Boga z Jego ludem, a tym samym, w tajemniczy sposób, swą
własną egzystencję, siebie samego włącza w tajemnicę Boga. Bóg
i człowiek w nieoczekiwany sposób stają się w Nim jedno, nastaje
„wesele”, które jednak – w swej odpowiedzi Jezus zwraca na to
uwagę – musi jeszcze przejść przez Krzyż, przez „zabranie”
Oblubieńca”31.
A może ten nadmiar wina jest formą materialnej pomocy dla tych,
którzy jej potrzebowali (por. 2 Krl 4,1-7)?
W ciekawy sposób
Papież łączy obraz wina z wodą, która służyła do żydowskich
oczyszczeń: „Rytualne obmycie jest w końcu tylko obrzędem,
pozostaje gestem nadziei. Pozostaje „wodą” – tak jak „wodą”
jest w oczach Boga całe własne działanie człowieka. Samo obmycie
rytualne nigdy w rzeczywistości nie otworzy wystarczająco człowieka
na Boga, nigdy nie uczyni go naprawdę „czystym” w Jego oczach.
Woda staje się winem. Własnym wysiłkom człowieka wychodzi
naprzeciw dar Boga, który daje siebie samego i w ten sposób
rozpoczyna radosne święto; może ono nastąpić wtedy tylko, gdy
obecny jest Bóg i Jego dary”32.
Byłby to więc sens alegoryczny tego wydarzenia – przejście od
ludzkiej słabości i bezradności – do wspaniałości Bożej łaski
przemieniającej człowieka i jego działanie.
Ciekawe są także
jego uwagi dotyczące starożytnego kontekstu tego wydarzenia:
„Badacze historii religii jako przedchrześcijańską analogię
wydarzenia Kany chętnie wymieniają mit Dionizosa, boga, który
odkrył szczep winny i któremu przypisywano również przemienienie
wody w wino – wydarzenie mityczne, obchodzone kiedyś także w
liturgii. Słynny teolog żydowski Filon Aleksandryjski (ok. 13 r.
przed Chr. – 45/50 po Chr.) w swej interpretacji dokonał
demitologizacji tej historii. Rzeczywistym dawcą wina – powiada –
jest boski Logos; On jest tym, który daje nam radość, słodycz,
pogodny nastrój prawdziwego wina. Tę swoją teologię Logosu Filon
historiozbawczo wiąże jednak z Melchizedekiem, który przyniósł w
ofierze chleb i wino. W Melchizedeku to właśnie Logos jest tym,
który działa i daje nam istotne dla człowieka dary. W ten sposób
Logos okazuje się jednocześnie kapłanem liturgii kosmicznej”33.
Ciekawy jest mit Dionizosa i demitologizacji Filona
Aleksandryjskiego.
Drugim tekstem
Janowym jest obraz krzewu winnego z J 15,1-8. Papież przypomina
starotestamentalne teksty o winnicy: „W Księdze Izajasza (5,1-7)
znajduje się pieśń o winnicy. Prorok wyśpiewał ją
przypuszczalnie w powiązaniu ze Świętem Namiotów, w kontekście
gorącej atmosfery, charakteryzującej jego ośmiodniowe obchody
(zob. Pwt 16,14) (…) Przyjaciel miał winnicę na żyznym pagórku,
na którym zasadził szlachetną winorośl i czynił wszystko, co
możliwe, żeby dobrze obrodziła. Dalej jednak nastrój się
zmienia. Winnica zawiodła i zamiast szlachetnego owocu rodzi tylko
małe jagody, twarde i cierpkie. Słuchacze rozumieją, co to
oznacza: oblubienica była niewierna, nadużyła zaufania i
pokładanej w niej nadziei, nie okazała miłości, której
przyjaciel oczekiwał. Jaki będzie ciąg dalszy tej historii?
Przyjaciel pozostawia ją jej własnemu losowi, pozwalają rozgrabić
– zostawia oblubienicę na pohańbienie, za które sama ponosi
winę. Teraz jest jasne: winnicą, oblubienicą jest Izrael, sami
obecni uczestnicy święta”34.
Sam Izajasz stwierdza: „Otóż winnicą Pana Zastępów jest dom
Izraela, a ludzie z Judy szczepem Jego wybranym. Oczekiwał On tam
sprawiedliwości, a oto rozlew krwi, i prawowierności, a oto krzyk
grozy” (Iz 5,7). Bóg obdarza naród wybrany wielkimi łaskami i
oczekuje od niego sądu i sprawiedliwości.
W Ewangelii widzimy
podobny obraz: „W jednej z późniejszych przypowieści, na krótko
przed swą Męką, Jezus nawiązuje do pieśni Izajasza, czyni to
jednak w inny sposób (Mk 12,1-12). W Jego mowie szczep winny nie
pojawia się już jako obraz Izraela. Są nim teraz dzierżawcy
winnicy, której właściciel wyjechał i z daleka domaga się
należnych mu owoców. Dzieje ciągle na nowo podejmowanej walki o
Izraela i z nim zostają ukazane w serii „sług”, którzy
przychodzą z polecenia pana po dzierżawne, czyli po należną mu
część plonów. W opowiadaniu, w którym jest mowa o poniżaniu, a
w końcu i zabijaniu sług, uwidacznia się historia proroków, ich
cierpienia i daremne wysiłki. Jako ostatnią próbę właściciel
posyła wreszcie swego „umiłowanego syna”, dziedzica, który
jako spadkobierca może dochodzić swych praw do dzierżawnego także
przed sądem, i dlatego może oczekiwać, że go uszanują. Stało
się jednak inaczej. Dzierżawcy zabijają syna, właśnie dlatego że
jest spadkobiercą. Chcą w ten sposób zawładnąć winnicą. Jezus
pyta: „Cóż uczyni właściciel winnicy? Przyjdzie i wytraci
rolników, a winnicę odda innym” (Mk 12,9)”35.
Ewangelia Mateuszowa przekazuje pełny tekst tej przypowieści:
„Powiedział im Jezus: Czy nigdy nie czytaliście w Pismach:
Kamień, który odrzucili budujący, stał się kamieniem węgielnym;
Pan to sprawił i jest to cudowne w naszych oczach? Dlatego mówię
wam: Królestwo Boże zostanie wam zabrane, a dane narodowi, który
wyda jego owoce. A kto upadnie na ten kamień, rozbije się, na kogo
zaś on upadnie, zmiażdży go” (Mt 21,42-44). Uparte
przeciwstawianie się Bogu doprowadza do utraty łaski Królestwa i
jego dobrodziejstw.
Chleb
Pisze
Papież: „Wszystkie trzy Ewangelie
synoptyczne opowiadają o cudownym nakarmieniu pięciu tysięcy
mężczyzn (zob. Mt 14,13-21; Mk 6,32-44; Łk 9,10b-17). Mateusz i
Marek mówią oprócz tego o nakarmieniu czterech tysięcy (Mt
15,32-38; Mk 8,1-9). Nie będziemy tu zagłębiać się w bogatą
treść teologiczną tych opowiadań. Ograniczę się do omówienia
relacji Jana o rozmnożeniu chleba (zob. J 6,1-15), także jej nie
będę jednak dokładniej analizował i przejdę bezpośrednio do
wyjaśnienia owego wydarzenia, danego przez Jezusa następnego dnia,
w wielkiej mowie o chlebie, w synagodze, na drugim brzegu jeziora”36.
Według Papieża: „Podstawowy kontekst, w którym osadzony jest
cały ten rozdział, to przeciwstawienie Mojżesza i Jezusa”37.
Nie sądzę. Imię Mojżesza pojawia się w rozdziale tylko raz w J
6,32, który brzmi: „Wtedy Jezus im odpowiedział: Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale mój
Ojciec daje wam prawdziwy chleb z nieba”. To nie Mojżesz dał
mannę Izraelitom, ale sam Bóg, a Mojżesz był tylko pośrednikiem
między ludem i Bogiem. Jezus jest prawdziwym chlebem
nadprzyrodzonym, nie tylko pochodzącym z nieba, ale będący samym
Bogiem.
Podstawową sprawą
jest dla Papieża to, że: „Mojżesz rozmawiał z samym Bogiem
twarzą w twarz, „tak jak mówią ze sobą ludzie” (Wj 33,11;
zob. Pwt 34,10). Ludziom mógł przekazać słowo Boga dlatego tylko,
że rozmawiał z samym Bogiem”38.
Warto tu rozróżnić dwa elementy. Pierwsze – to charyzmat
proroczy, w mocy którego prorok dowiaduje się od Boga o czymś, co
później ma przekazać ludziom i oczywiście Mojżesz jest
prorokiem. Rozmawianie z Bogiem „twarzą w twarz” jest odrębnym
darem danym Mojżeszowi w kontekście jego pokory – tak to
formułuje Lb 12,3-8.
W zestawieniu
postaci Jezusa i Mojżesza istotne jest objawienie imienia Bożego:
„Teraz w swej modlitwie arcykapłańskiej Jezus podkreśla, że
objawia imię Boga, że zainicjowane przez Mojżesza dzieło także w
tym punkcie doprowadza do jego celu. Rozważając modlitwę
arcykapłańską, będziemy musieli dokładniej przeanalizować tę
wypowiedź: W jakim sensie Jezus doskonalej objawia „imię” Boga,
niż uczynił to Mojżesz? Drugim darem – otrzymanym razem z
oglądaniem Boga, poznaniem imienia, a także z manną i ściśle z
nimi związanym – jest dar, poprzez który Izrael staje się sobą,
a więc Ludem Bożym. Jest nim Tora, słowo Boga będące
drogowskazem i prowadzące do życia. Izrael coraz wyraźniej
rozumiał, że to właśnie był podstawowy i trwały dar Mojżesza”39.
„Z tej także
perspektywy musimy rozumieć dyskusję Jezusa z zebranymi w synagodze
w Kafarnaum Żydami. Jezus najpierw zwraca uwagę na to, że
rozmnożenia chleba nie zrozumieli jako „znaku”, mimo iż taki
miało ono sens. Interesowało ich jedynie jedzenie i nasycenie się
(zob. J 6,26). Zbawienie pojmowali czysto materialnie, jako ogólny
dobrobyt, a w ten sposób pomniejszali człowieka i w rzeczywistości
usuwali Boga. Jeśli jednak na mannę patrzy się wyłącznie w
aspekcie nasycenia się, to stwierdzić trzeba, że także manna nie
była chlebem niebieskim, lecz ziemskim tylko. Mimo iż pochodziła z
„nieba”, była pokarmem ziemskim. Co więcej, była pokarmem
zastępczym, który musiał zniknąć z chwilą opuszczenia pustyni i
wejścia do kraju zamieszkanego. Człowiek odczuwa jednak inny
jeszcze głód, ma jeszcze inne potrzeby. Dar karmiący człowieka
jako człowieka musi być większy, musi leżeć na innej
płaszczyźnie. Czy tym innym pokarmem jest Tora? W pewnym sensie
człowiek może, w niej i przez nią, wolę Bożą uczynić swym
pokarmem (por. J 4,34). Tak, manna jest chlebem pochodzącym od Boga,
jednak pokazuje nam ona, można by powiedzieć, tylko plecy Boga,
jest „cieniem”. „Chlebem Bożym jest Ten, który z nieba
zstępuje i życie daje światu” (J 6,33). Ponieważ słuchacze
tego nie rozumieją, Jezus mówi raz jeszcze, w sposób bardziej
jednoznaczny: „Ja jestem chlebem życia. Kto do Mnie przychodzi,
nie będzie łaknął, a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie
będzie” (6,35)”40.
Wyrażenie „chleb z nieba” trzeba rozumieć w kontekście Wj 16,
gdzie pojawia się manna. Jest ona pokarmem materialnym
umożliwiającym życie całej licznej wspólnocie Izraela przez
czterdzieści lat życia na pustyni. Święty Paweł sugeruje, że
manna miała również swoje oddziaływanie duchowe na Izraelitan:
„Wszyscy też jedli ten sam pokarm duchowy” (1 Kor 10,3). W J
6,32 Jezus stwierdza: „Mój Ojciec daje wam prawdziwy chleb z
nieba” – to znaczy prawdziwie Boży, bo będący prawdziwym
Bogiem znajdującym się w centrum nieba. Tym prawdziwym chlebem jest
Jezus: „Chlebem Boga bowiem jest ten, który zstępuje z nieba i
daje światu życie” (J 6,33). Czasownik katabaino
występuje w naszym tekście w aoryście – w wersetach 41.51.58 i
odnosi się wtedy do zstąpienia Słowa na ziemię w momencie
Wcielenia, w perfekcie – w wersetach 38.42 i oznacza konsekwencje
aktu zstąpienia na ziemię, a mianowicie przebywanie Syna z ludźmi
na ziemi, w czasie teraźniejszym w wersetach 33.50 i oznacza tam
zstępowanie Syna do nas, zniżanie się do nas, by karmić nas swoim
ciałem i krwią, by być dla nas chlebem nas karmiącym i
ożywiającym. W wersecie trzydziestym piątym, Jezus mówi: „Ja
jestem chlebem życia. Kto przychodzi do mnie, nie będzie głodny, a
kto wierzy we mnie, nigdy nie będzie odczuwał pragnienia” (J
6,35). Podstawowy sens tego wersetu zdaje się odnosić do duchowego
wymiaru człowieka, ale przykłady świętej Katarzyny ze Sieny41,
Teresy Neumann42
(zm. 1962), czy Marty Robin43
(zm. 1981), wskazują na możliwość materialnego, dosłownego
rozumienia tych słów Jezusa. Ciało Chrystusowe i Jego Krew są
prawdziwym pokarmem i prawdziwym napojem podtrzymującym życie
człowieka (por. J 6,55).
Werset pięćdziesiąty
pierwszy można przetłumaczyć w sposób następujący: „Ja jestem
chlebem żyjącym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś zje z tego
chleba, będzie żył w wieczności. A chleb, który ja dam, to moje
ciało za życie świata” (J 6,51). Wydaje mi się, że Jezusowe
słowa: „będzie żył w wieczności” są nie tylko obietnicą
dotyczącą życia po śmierci ale dotyczą życia teraźniejszego –
mogą to sugerować słowa Jezusa zapisane w rozdziale piątym:
„Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto słucha mego słowa i
wierzy temu, który mnie posłał, ma życie wieczne i nie będzie
potępiony, ale przeszedł ze śmierci do życia” (J 5,24), co
trzeba chyba rozumieć o życiu obecnym, ale już wiecznym, bo
przemienionym przez Ducha Świętego, dzięki któremu człowiek
wyszedł ze stanu śmierci duchowej, ze stanu grzechu i wszedł do
prawdziwego życia, życia łaską, które jest wieczne, bo nie
kończy się nigdy, nawet w momencie śmierci biologicznej człowieka.
W J 6,51 Jezus obiecuje właśnie takie życie, życie nadprzyrodzone
– dzięki komunii świętej, dzięki sakramentalnemu pożywaniu
Jego ciała. Jezus nazywa się „chlebem żywym” –
prawdopodobnie w nawiązaniu do starotestamentalnego wyrażenia „Bóg
żywy” (por. Joz 3,10; Ps 84,2; Jr 10,10; Oz 2,1); możliwe jest
też, że podkreśla tu zasadniczą różnicę między manną –
martwym pokarmem i sobą – żywym i ożywiającym Bogiem. W tymże
wersecie pięćdziesiątym pierwszym, Jezus objawia, że chlebem,
który ma być pożywany jest Jego ciało. Nie chodzi tu o metaforę.
Świadczy o tym reakcja Jego słuchaczy: „Żydzi więc sprzeczali
się między sobą i mówili: Jakże on może dać nam swoje ciało
do jedzenia?” (J 6,52) i Jego wyjaśnienia: „I powiedział im
Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeśli nie będziecie jeść
ciała Syna Człowieczego i pić jego krwi, nie będziecie mieć
życia w sobie. Kto je moje ciało i pije moją krew, ma życie
wieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Moje ciało bowiem
prawdziwie jest pokarmem, a moja krew prawdziwie jest napojem” (J
6,53-55). Dla Żydów było to jakby wezwaniem do kanibalizmu, a
picie krwi – jakiejkolwiek zresztą – naruszeniem Bożego zakazu:
„Jeżeli kto z domu Izraela albo spośród przybyszów, którzy
osiedlili się między nimi, będzie spożywał jakąkolwiek krew,
zwrócę oblicze moje przeciwko temu człowiekowi spożywającemu
krew i wyłączę go spośród jego ludu. Bo życie ciała jest we
krwi, a Ja dopuściłem ją dla was [tylko] na ołtarzu, aby
dokonywała przebłagania za wasze życie, ponieważ krew jest
przebłaganiem za życie. Dlatego dałem nakaz Izraelitom: Nikt z was
nie będzie spożywał krwi. Także i przybysz, który się osiedlił
wśród was nie będzie spożywał krwi. Jeżeli kto z Izraelitów
albo z przybyszów, którzy się osiedlili między wami, upoluje
zwierzynę jadalną, zwierzę lub ptaka, wypuści jego krew i
przykryje ją ziemią. Bo życie wszelkiego ciała jest we krwi jego
– dlatego dałem nakaz synom Izraela: nie będziecie spożywać
krwi żadnego ciała, bo życie wszelkiego ciała jest w jego krwi.
Ktokolwiek by ją spożywał, zostanie wyłączony” (Kpł
17,10-14). Przyjmując ten tekst, Jezus daje nam swoją
przenajświętszą krew – bo chce nam w ten sposób przekazać
swoje życie. Jezus nie wycofuje się z radykalizmu swoich
stwierdzeń, zaprasza tylko nieco później do duchowego rozumienia
Jego słów: „Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda.
Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem” (J
6,63). Warstwa cielesna – a więc ciało i krew Chrystusa – jest
rzeczywistością konieczną, ale jeszcze niewystarczającą dla
owocności ich przyjmowania. Niezbędne jest przyjmowanie z wiarą
słów Jezusa, które mogą być niezrozumiałe, ale przyjęte z
wiarą niosą Ducha Świętego ożywiającego i uzdrawiającego duszę
i ciało przyjmującego Ciało i Krew Jezusa.
W wersecie
pięćdziesiątym szóstym Jezus mówi: „Kto spożywa moje Ciało i
Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim” – te słowa
przypominają nam słowa o winnej latorośli: „Trwajcie we mnie, a
ja w was. Jak latorośl nie może wydawać owocu sama z siebie, jeśli
nie będzie trwała w winorośli, tak i wy, jeśli nie będziecie
trwać we mnie. Ja jestem winoroślą, a wy jesteście latoroślami.
Kto trwa we mnie, a ja w nim, ten wydaje obfity owoc, bo beze mnie
nic nie możecie zrobić” (J 15,4-5). Sakramentalne przyjmowanie
ciała i krwi Jezusa jest więc konieczne do trwania w Nim. Tylko ta
nadprzyrodzona łączność daje nam szansę do efektywnego życia
chrześcijańskiego.
Papież mówi:
„Jezus mówi o tym w końcowych słowach swej mowy: Jego ciało
jest życiem „dla” świata (6,51). Ukazuje tu w zarysie
wewnętrzny cel i definitywną realizację Wcielenia: jest to ofiara
własnego życia w śmierci i tajemnica Krzyża. Jeszcze wyraźniejsze
staje się to w wersecie 53, gdzie Pan mówi o swej krwi, którą
daje nam do „picia”. Tutaj mamy nie tylko czytelną aluzję do
Eucharystii. Ukazuje się przede wszystkim leżąca u jej podstaw
ofiara Jezusa, który dla nas przelewa krew i w ten sposób niejako
wychodzi z siebie, rozlewa się, daje się nam na własność”44.
„Dlatego pod
koniec tej mowy, gdzie mocno akcentuje się Wcielenie Jezusa oraz
spożywanie i picie „Ciała i Krwi Pana”, pojawia się zdanie:
„To Duch daje życie; ciało na nic się nie zda” (6,63). Może
to nam przypominać zdanie świętego Pawła: „Stał się pierwszy
człowiek, Adam, duszą żyjącą, a ostatni Adam duchem ożywiającym”
(1 Kor 15,45)”45.
Pierwsze zdanie, tj. J 6,63 mówi o Duchu Świętym jako o Duchu
życia (por. Ap 11,11; Rdz 2,7; Ez 37,9), to On jest natchnieniem
słów Jezusa, dzięki któremu Jego słowa są „duchem i są
życiem” (J 6,63), są to słowa uduchowione i niosące życie.
Słowa Jezusa „niosą” moc Ducha Świętego i Jego mocą
działają. Drugi tekst – 1 Kor 15,45 – wskazuje na zasadę
istnienia i życia pierwszego człowieka – a jest nią żyjąca
dusza, i na Ducha Świętego, mocą którego poczęła Najświętsza
Maryja Panna.
Ciekawa jest uwaga
Papieża: „W tym kontekście kardynał Christoph Schönborn
wspomina proces nawrócenia wielkiego brytyjskiego pisarza Clivesa
Staplesa Lewisa, który przeczytał dwunastotomowe dzieło poświęcone
owym mitom i doszedł do przekonania, że również ten Jezus, który
wziął w swe ręce chleb i powiedział „To jest Ciało moje”,
jest tylko kolejnym bóstwem ziarna, królem ziaren, który oddaje
swe życie za życie świata. Któregoś dnia jednak, w rozmowie z
pewnym zdeklarowanym ateistą usłyszał od niego, że dowody
historyczności Ewangelii są zaskakująco mocne (Schönborn, s.
23n). I wtedy przyszła mu myśl: „Dziwne to. Cała ta historia z
umierającym bogiem wygląda tak, jakby się kiedyś rzeczywiście
wydarzyła”46.
Pasterz
Pisze Benedykt XVI: „Na starożytnym Wschodzie, w sumeryjskich
inskrypcjach królewskich, zarówno na obszarze babilońskim, jak i
asyryjskim, król uważał siebie za ustanowionego przez Boga
pasterza. Pasienie jest obrazem jego funkcji zarządzania. Zgodnie z
tym obrazem, troska o słabych jest zadaniem sprawiedliwego władcy.
Zatem można by przyjąć, że od samych początków obraz Chrystusa
dobrego Pasterza jest Ewangelią o Chrystusie Królu, ułatwiającą
zrozumienie królowania Chrystusa”47.
„W kontekście pasterzy egoistycznych, z którymi miał do
czynienia Ezechiel i których oskarża, zapowiada, że Bóg sam
będzie szukał swych owiec i będzie się o nie troszczył:
„Wyprowadzę je spomiędzy narodów i zgromadzę je z [różnych]
krajów, sprowadzę je z powrotem do ich ziemi (...). Ja sam będę
pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisku. Zagubioną
odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem,
skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę
ochraniał48”
(34,13.15-16)”49.
„Kiedy faryzeusze i uczeni w Piśmie szemrzą na widok Jezusa
zasiadającego do stołu razem z grzesznikami, Pan opowiada
przypowieść o 99 owcach pozostających na pastwisku i
jednej zaginionej, której pasterz szuka, a znalazłszy z radością
bierze na ramiona i przynosi do domu. Przypowieścią tą Jezus mówi
swym przeciwnikom: Czy nie czytaliście słowa Bożego u Ezechiela?
Czynię to tylko, co zapowiedział Bóg, prawdziwy Pasterz: szukam
zwierząt zaginionych, gromadzę rozproszone”50.
„U schyłku epoki starotestamentowych proroków dokonuje się
jeszcze jeden zaskakujący i głęboki zwrot w przedstawianiu obrazu
pasterza, prowadzący wprost do tajemnicy Jezusa Chrystusa. Mateusz
opowiada, że uczniom idącym po Ostatniej Wieczerzy na Górę Oliwną
Jezus zapowiada, że teraz stanie się to, co zostało zapowiedziane
w Księdze Zachariasza (13,7): „Uderzę pasterza, a rozproszą się
owce ze stada” (Mt 26,31). Rzeczywiście, u Zachariasza pojawia się
wizja pasterza, „który zgodnie z wolą Bożą poniesie śmierć i
w ten sposób dokona przełomu”51.
„Sama mowa o
pasterzach zaczyna się, rzecz dziwna, nie od wypowiedzi „Ja jestem
dobrym pasterzem”, lecz od innego obrazu: „Zaprawdę, zaprawdę,
powiadam wam: Ja jestem bramą owiec” (J 10,7). Wcześniej już
Jezus powiedział: „Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale
wdziera się inną drogą, jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto
jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec” (10,1n). Można
to zrozumieć tylko w ten sposób, że Jezus ukazuje tu wzorzec dla
pasterzy swej trzody, którego będą się trzymać po Jego odejściu
do Ojca. Czy ktoś jest naprawdę pasterzem, okazuje się w tym, że
wchodzi przez Jezusa – Bramę. Bo w ten sposób to ostatecznie
Jezus pozostaje pasterzem – do Niego tylko „należy” trzoda”52.
Sądzę, że J 10,1-10 trzeba komentować w świetle najbliższego
kontekstu, to znaczy J 9,39-41: „Jezus mu powiedział: Przyszedłem
na ten świat na sąd, aby ci, którzy nie widzą, widzieli, a ci,
którzy widzą, stali się ślepi. I usłyszeli to niektórzy z
faryzeuszy, którzy z nim byli, i zapytali go: Czy i my jesteśmy
ślepi? Jezus im odpowiedział: Gdybyście byli ślepi, nie
mielibyście grzechu, lecz teraz mówicie: Widzimy – dlatego wasz
grzech pozostaje”. To właśnie „ślepi” faryzeusze uważają
się za pasterzy, za przewodników narodu. Święty Mateusz
przekazuje następujące słowa: „Wtedy podeszli jego uczniowie i
powiedzieli do niego: Wiesz, że faryzeusze zgorszyli się, gdy
usłyszeli te słowa? A on odpowiedział: Każda roślina, której
nie zasadził mój Ojciec niebieski, będzie wykorzeniona. Zostawcie
ich! To są ślepi przewodnicy ślepych, a jeśli ślepy prowadzi
ślepego, obaj w dół wpadną” (Mt 15,12-14). Początek
dziesiątego rozdziału Ewangelii Janowej dotyczy tych, którzy
aspirują do funkcji przewodników narodu, a jednocześnie nie
podporządkowują się Jezusowi i wręcz Go odrzucają: „Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni drzwiami, ale
wchodzi inną drogą, ten jest złodziejem i bandytą” (J 10,1).
Teresa Okure tak to komentuje: „Roszczenie Jezusa, że jest dobrym
pasterzem, przybiera na sile, jeżeli się je czyta na tle wydarzeń
w rozdz. 9. W przeciwieństwie do faryzeuszów Jezus szukał
niewidomego od urodzenia zarówno przed, jak i po odrzuceniu go przez
jego przywódców, którzy okazali się najemnikami”53.
I nieco dalej: „Postępowanie i postawa przywódców żydowskich
wobec zwykłych ludzi w 7,49 i potraktowanie przez nich niewidomego
od urodzenia służą jako należący do kontekstu samej Ewangelii
przykład pasterzy traktujących swe owce z pogardą. Są oni,
podobnie jak „żniwiarze dusz” we wspólnocie Janowej (zwani
także „antychrystami”), właśnie tymi, którzy przychodzą
„przed” Jezusem (w. 8), tzn. stawiają się ponad Nim albo
rywalizują z Jego wpływem na lud i starają się pozyskać lud dla
siebie. Cechą charakterystyczną „złodziei i rozbójników”
jest egoizm, pozbawianie innych (często siłą) ich własności, aby
zagarnąć ją dla siebie. Jaskrawym ich przeciwieństwem w Ewangelii
jest Jan Chrzciciel (por. 1,15; 19,3454;
3,25-36)”55.
Mówi dalej Papież:
„W ten sposób doszliśmy do drugiego wątku mowy o pasterzach.
Pojawia się tu nowa treść, do której nie dotarł Filon: nowa w
sensie nie tylko nowych myśli, lecz także nowego wydarzenia. Chodzi
oczywiście o Wcielenie i Mękę Syna: „Dobry pasterz daje życie
swoje za owce” (10,11). Podobnie jak mowa o chlebie nie zatrzymuje
się na wskazaniu na Słowo, lecz mówi o Słowie, które stało się
darem „za życie świata” (6,51), tak też mowa o pasterzach cała
koncentruje się na darze życia za „owce”. W centrum mowy o
pasterzach znajduje się Krzyż i to nie jako akt gwałtu, którego
Jezus nie przewidział i który zadano Mu od zewnątrz, lecz jako
dobrowolne złożenie siebie samego w ofierze: „Ja życie moje
oddaję, aby je znowu odzyskać. Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja sam
z siebie je oddaję” (10,l7n). Mamy tu wyjaśnienie tego, co dzieje
się w ustanowieniu Eucharystii: zewnętrzny akt przemocy,
ukrzyżowanie, Jezus przemienia w akt dobrowolnego oddania siebie
samego za innych. Jezus daje nie coś, lecz siebie samego”56.
„Trzeci istotny
wątek mowy o pasterzach, to wzajemne poznanie się pasterza i
trzody: „...woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je (...);
owce postępują za nim, ponieważ znają głos jego” (10,3n). „Ja
jestem dobrym pasterzem i znam [owce] moje, a moje Mnie znają,
podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za
owce” (10,14n). W wersetach tych są dwa myślowe powiązania, nad
którymi musimy się zastanowić, żeby zrozumieć, co znaczy to
„znać”. Pierwsze to związek poznania kogoś z przynależnością.
Pasterz zna owce, dlatego że do niego należą, one zaś znają go,
ponieważ są jego owcami. „Znać” i „należeć do kogoś” (w
greckim tekście: ta
ídia)
to właściwie to samo. Prawdziwy pasterz „posiada” owce nie tak,
jak ma się rzecz, używaną i zużywaną. „Należą” one do
niego w tym sensie, że się wzajemnie znają, i to „znanie się”
jest wewnętrznym przyjęciem. Polega ono na wewnętrznej
przynależności, która oznacza coś więcej niż posiadanie rzeczy.
Wyjaśnijmy to sobie na przykładzie z naszego własnego życia.
Żaden człowiek nie „należy” do drugiego w taki sposób, jak
należy do niego jakaś rzecz. Dzieci nie są „własnością”
rodziców, współmałżonkowie nie są własnością jedno drugiego.
Mimo to „należą” do siebie wzajemnie i to w sposób o wiele
głębszy niż na przykład kawałek drewna czy ziemi, czy cokolwiek
innego, co nazywane bywa „własnością”. Dzieci „należą”
do rodziców, a mimo to są wolnymi stworzeniami Boga i każde ma swe
własne powołanie, własną nowość i niepowtarzalność w oczach
Bożych. Należą do siebie nawzajem nie w sensie posiadania, lecz na
zasadzie odpowiedzialności. Należą do siebie nawzajem przez to
właśnie, że akceptują wolność drugiego: w miłości i przez
poznanie wzajemnie się wspierają. W tej wzajemnej relacji pozostają
na zawsze wolni, a zarazem stanowią jedność. Zatem „owce” –
będące przecież stworzonymi przez Boga osobami i obrazami Boga –
należą do pasterza nie tak jak rzeczy. W ten sposób, jako swą
własność, traktuje je rozbójnik i złodziej. Na tym właśnie
polega różnica pomiędzy właścicielem – prawdziwym pasterzem –
a rozbójnikiem. Dla rozbójnika, dla ideologów i dyktatorów,
ludzie są tylko posiadaną przez nich rzeczą. Dla prawdziwego
pasterza natomiast są one istotami wolnymi, otwartymi na poznanie i
miłość. Pasterz jest ich właścicielem przez to właśnie, że je
zna i miłuje, chce dla nich wolności opartej na prawdzie. Należą
one do niego przez jedność „poznania”, we wspólnocie prawdy,
którą jest On sam. Dlatego nie używa ich jak rzeczy, lecz oddaje
za nie swe życie. Podobnie jak nieodłącznie są związane ze sobą
Logos i Wcielenie, Logos i Męka, tak też poznanie i dawanie się są
w ostatecznym rozrachunku czymś jednym. Przeczytajmy raz jeszcze
najważniejsze tu zdanie: „Ja jestem dobrym pasterzem i znam [owce]
moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam
Ojca. Życie moje oddaję za owce” (10,14n). W tym zdaniu istnieje
drugie jeszcze wzajemne powiązanie, które należy rozważyć.
Wzajemne poznanie Ojca i Syna pozostaje w wewnętrznym związku z
wzajemnym poznaniem pasterza i owiec. Poznanie wiążące Jezusa z
Jego (owcami) znajduje się w wewnętrznym obszarze jedności
poznania z Ojcem. Jego owce są włączone w dialog trynitarny -
wrócimy do tego tematu przy omawianiu modlitwy arcykapłańskiej.
Zobaczymy wtedy, że Kościół i Trójca Święta są ze sobą
ściśle powiązane”57.
Ciekawa jest uwaga
Papieża: „Poznanie ograniczające człowieka do obszaru
empirycznego, uchwytnego naukowo, nie dociera do właściwej dla
człowieka głębi. Człowiek zna siebie wtedy dopiero, gdy zaczyna
rozumieć siebie w perspektywie Boga, a drugiego zna wtedy dopiero,
gdy widzi w nim tajemnicę Boga”58.
Nieco dalej pisze:
„Podzielonego i rozproszonego Izraela pasterz Bóg na powrót
gromadzi i czyni z niego jeden naród. Mowy Jezusa o pasterzach
podejmują tę wizję, zdecydowanie szerszy jednak jest w nich zasięg
obietnicy: „Mam także inne owce, które nie są z tej zagrody. I
te muszę przyprowadzić, i będą słuchać głosu mego, 1 nastanie
jedna owczarnia i jeden pasterz” (10,16). Pasterz Jezus jest
posłany nie tylko do rozproszonych owiec z domu Izraela. Jego celem
jest zgromadzenie wszystkich „rozproszonych dzieci Bożych”
(11,52)”59.
Janusz Maria
Andrzejewski OP
1
J. RATZINGER, BENEDYKT XVI,
Jezus z Nazaretu. Część 1. Od chrztu w Jordanie do przemienienia
(M, Kraków 2007) 187-188.
3
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 188.
4
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 188.
5
T. OKURE,
„Ewangelia według św. Jana”, Międzynarodowy
komentarz do Pisma Świętego (Verbinum,
Warszawa 22001)
1308-1309.
6
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 188-189.
7
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 189.
8
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 190.
9
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 191.
10
OKURE, „Jan”,
1310.
11
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 193.
12
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 194.
13
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 194-195.
14
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 195.
15
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 198-199.
16
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 202-203.
17
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 203.
18
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 203.
19
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 204.
20
Możliwe jest też tłumaczenie: „Nie będzie pragnął w
wieczności”.
21
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 204-205.
22
To tłumaczenie wykorzystuje drugie znaczenie greckiego przyimka eis
– jest to znaczenie statyczne – „w”.
23
RAZINGER, BENEDYKT, Jezus, 207-208.
24
https://www.youtube.com/watch?v=kNhpLOifASk
41http://sienenka.blogspot.com/2012/01/8-umartwienia-katarzyny-i-proby.html
Pisze błogosławiony Rajmund z Kapui spowiednik świętej
Katarzyny: „W czasie, gdy mi dane było być samemu świadkiem,
żyła bez żadnego pokarmu i napoju; i nie wsparta żadna naturalną
mocą znosiła zawsze z radością na twarzy cierpienia i trudy,
jakich inni by nie udźwignęli”.
42
http://pl.wikipedia.org/wiki/Teresa_Neumann
„Od 1922 aż do swojej śmierci w 1962 Teresa nie spożywała
żadnych pokarmów oprócz codziennej Eucharystii. Nie nawadniała
się od 1927”.
43http://pl.wikipedia.org/wiki/Marta_Robin
„Co środę przyjmowała konsekrowaną hostię, która była jej
jedynym pokarmem przez 52 lata”.
48
Tak tłumaczy LXX, ale hebrajski tekst oryginalny ma „ale tłustą
i mocną wytracę” – jako wyraz sprawiedliwości.
53
T. OKURE,
„Ewangelia
według
św.
Jana”
Międzynarodowy
komentarz do Pisma Świętego
(Verbinum; Warszawa 22001)
1338.
54
Prawdopodobnie powinno być J 1,29-34.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz